logo eNewsroom
Mikołaj Troczyński
specjalista zespołu zrównoważonego rozwoju Fundacji WWF Polska
enewsroom.pl
Bezpośredni link do filmu
Kliknij, aby skopiować do schowka.

Czy da się zatrzymać zmiany klimatyczne?

W dorzeczu Amurdarii i Syrdarii następują wielkie napięcia dotyczące dostępności do wody, podobnie w rejonie Górnego Nilu oraz w innych częściach świata. Migracje to poważny problem, z którym trzeba się zmierzyć. Być może uda się ocalić ludzi z zagrożonych regionów – ich domy i ich miejsce życia. Jednak w nadchodzącym czasie Ziemi i człowiekowi grożą kolejne, bardziej przykre i bezpośrednie konsekwencje – na przykład duże nasilenie gwałtownych zdarzeń pogodowych, jak nawalne deszcze, susze, huragany. Przykładem jest południowa Polska, która znajduje się w tzw. Alei Tornad Europejskich. Ostatnio woda wokół Florydy przekroczyła 37 stopni Celsjusza – co oznacza, że za miesiąc Golfström przyciągnie tę wodę do wybrzeży Hiszpanii i Islandii. Jeżeli udałoby się usunąć nadmiar dwutlenku węgla z powietrza, gdyby takie technologie jak CCUS (Carbon capture, utilisation and storage), weszły do praktyki, to możliwe jest zatrzymanie tych procesów. Ale to wymaga przede wszystkim wysiłku kolektywnego i współpracy między państwami w skali globalnej. Pieniądze, które wydamy w tej chwili na zatrzymanie zmian środowiska i ratowanie nie tylko klimatu, ale też biosfery i różnorodności biologicznej – to jest naprawdę ułamek tego, co stracimy, jeśli nie zapobiegniemy zmianom.

– Można się spodziewać, że nawet w Polsce – w naszym ciepłym, cichym zaułku, bezpiecznym zdawałoby się, odczujemy te trudne do przewidzenia konsekwencje. Nie tylko na południu czy w strefie międzyzwrotnikowej, ale również w naszej tak zwanej bezpiecznej szerokości geograficznej – powiedział serwisowi eNewsroom.pl Mikołaj Troczyński, specjalista zespołu zrównoważonego rozwoju Fundacji WWF Polska. – Oczywiście, jest droga wyjścia z tej sytuacji. Jeżeli tylko damy przestrzeń i miejsce przyrodzie, ona będzie nam ułatwiać radzenie sobie z przykrymi konsekwencjami ocieplenia klimatu. Można gromadzić wodę opadową, żeby przeciwdziałać skutkom suszy czy wiatrów, które wysuszają glebę. Są rozwiązania oparte na przyrodzie, które pozwolą nam zaadaptować się do warunków. Ale trzeba zrezygnować z paliw kopalnych. To jest pierwszy podstawowy krok. Zmniejszyć, obciąć emisję możliwie szybko – wtedy zmiany będą zwalniać, aż w końcu się zatrzymają. Jest taki cytat, że jesteśmy generacją, która ma niepowtarzalną okazję doprowadzić do katastrofy tylko dlatego, że nie opłacało się jej zapobiec. I to niestety kwintesencja obecnego podejścia establishmentu zarówno biznesowego, jak i politycznego do problemu klimatu. Czyli pieniądze. Ile będziemy w stanie zapłacić za wodę, kiedy jej nie będzie? W tej chwili w kranie za metr sześcienny, czyli za 1000 litrów wody, płacimy około 5 zł. W sklepie w butelce najtańsza woda kosztuje 2,50 zł za 5 litrów – czyli płacimy 300, 500 razy więcej za wodę. Dziś mamy jeszcze wybór – ale za 15-20 lat może takiego wyboru nie będzie. Woda w kranie może być w takiej cenie. I niestety, jeśli nie zrobimy nic, to sami zmienimy Ziemię w obcą planetę – alarmuje Troczyński.

REKLAMA
Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w twojej przeglądarce.   Zamknij