
ekonomista
Według aktualnej wiedzy ekonomicznej działania prezydenta Trumpa, takie jak podnoszenie ceł, nie rozwiązują problemów Stanów Zjednoczonych, a wręcz mogą okazać się szkodliwe zarówno dla amerykańskiej gospodarki, jak i dla całego świata. Aby to potwierdzić, wystarczy spojrzeć do podręczników historii gospodarczej, które pokazują, że Stany Zjednoczone próbowały podobnych rozwiązań 90 lat temu, i ich efekty były katastrofalne. Miejmy nadzieję, że dzisiejszy świat jest lepiej przygotowany na radzenie sobie z taką sytuacją. To, że podnoszenie ceł nie jest skutecznym rozwiązaniem problemów gospodarki USA, które uważają się za oszukiwane przez inne kraje stwierdził już ponad 200 lat temu David Ricardo, który udowodnił, że najlepszym podejściem jest brak ograniczeń w handlu międzynarodowym, co korzystnie wpływa na konsumentów oraz rozwój ekonomiczny krajów. – Czy reszta świata zaakceptuje działania prezydenta Trumpa bez reakcji? Jest już pewne, że Chiny oraz Unia Europejska zareagują – powiedział serwisowi eNewsroom ekonomista, profesor Witold Orłowski. – Pojawia się pytanie, czy to naprawdę będzie początek globalnej wojny handlowej. Jej skutki byłyby dramatyczne, a straty dla wszystkich, w tym dla Stanów Zjednoczonych, mogłyby być ogromne. Możliwe jest również, że taka sytuacja powstrzyma na kilka lat procesy globalizacji oraz wymiany handlowej, co mogłoby spowodować recesję lub wolniejszy wzrost gospodarczy przez kolejne 2-3 lata, w zależności od intensywności konfliktu.
Jednocześnie należy zauważyć, że z wypowiedzi prezydenta Trumpa oraz jego współpracowników wynika brak solidnej wiedzy ekonomicznej. Kilkunastu amerykańskich laureatów Nagrody Nobla wysłało kilka miesięcy temu list do prezydenta, ostrzegając go przed tymi działaniami, ale najwyraźniej ich opinie nie mają znaczenia. Prezydent Trump zdaje się wierzyć, że podniesienie ceł przyniesie korzyści, a zagraniczne firmy pokryją te koszty, podczas gdy w rzeczywistości cła płacą amerykańscy konsumenci. To zjawisko wydaje się być nieznane prezydentowi oraz jego doradcom, którzy uważają, że to po prostu forma podatku, który zagraniczne rynki będą musiały zapłacić na rzecz Stanów Zjednoczonych. Jednak rzeczywistość jest znacznie bardziej skomplikowana – podsumowuje Orłowski.