Czy budowy w Polsce będą opóźnione?
Polski rynek mierzy się z odpływem pracowników ukraińskich – którzy wrócili do swojego kraju, żeby podjąć walkę. W ubiegłym roku mieliśmy około 480 tysięcy pracowników z zagranicy. Największą pulę stanowili rzeczywiście ci z Ukrainy – aż 370 tysięcy, potem Białoruś około 30 tysięcy i mniej więcej 80 tysięcy z innych państw. Firmy wykonawcze jeszcze przed wojną mówiły o tym, że Ukraina czy Białoruś to jest ważne źródło rąk do pracy, ale niestety ono wysycha. Zatem Polska powinna stworzyć nową politykę migracyjną i zapraszać pracowników z dalszych krajów. Chodzi przede wszystkim o kraje azjatyckie. Dzisiaj w firmach dużych, wykonawczych szacuje się, że przeciętnie około 10% pracowników wyjechało do Ukrainy. Firmy mniejsze, podwykonawcze notują nawet 35% utraty kadr.
– Czy będziemy mieć z tego powodu opóźnienia na budowach? Ciężko powiedzieć, na ile sytuacja wojenna będzie trwała – jednak nie ma sensu liczyć na masowe powroty dlatego, że ktoś będzie musiał Ukrainę odbudować – powiedział serwisowi eNewsroom Adrian Furgalski, prezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. – To jest proces wieloletni, wart wiele miliardów dolarów – więc wydaje się, że my tym bardziej powinniśmy szukać rąk do pracy z krajów innych niż Ukraina czy Białoruś. Pewne opóźnienia raczej nam grożą, bo nie wszystkie kontrakty uda się w zakładanym czasie zakończyć. Stąd postulat zarówno rynku, ale też Ministra Infrastruktury do Komisji Europejskiej, żeby obecną perspektywę przynajmniej o jeden rok wydłużyć. W miarę możliwości środki unijne na infrastrukturę powinny też zostać zwiększone – bo oprócz problemów z pracownikami mamy inflację, rosnące ceny energii, rosnące ceny materiałów budowlanych – a stal w ciągu roku zdrożała od 200 do nawet 250%. To wszystko wpływa na wartość kontraktów budowlanych – ale w wielu przypadkach także na konieczność zawarcia aneksów wydłużających terminy budowy – tłumaczy Furgalski.