Czy czeka nas spirala podwyżek cen?
Inflacja w Polsce pochodzi zarówno ze źródeł krajowych, jak ich światowych. Jej wysoki poziom będzie się utrzymywał nie tylko w 2022 roku, ale również w 2023. Importowana inflacja w postaci wysokich cen ropy, gazu, energii, czy innych produktów sprowadzanych z Azji pada na bardzo inflacjogenny grunt polskiej gospodarki – która przez ostatnie lata bazowała na boomie konsumpcyjnym. W efekcie przenoszenie wysokich kosztów na ceny konsumpcyjne, czyli tzw. efekt drugiej rundy, jest po prostu łatwiejsze. Mamy jedną z najniższych stóp bezrobocia w Europie. Stąd też przełożenie się inflacji na płace, a potem z powrotem na inflację może być mocne. Tym bardziej, że polityka budżetowa oddala tylko moment szczytu inflacji.
– Analizujemy jak to wygląda po stronie przedsiębiorstw i obawiamy się, że efekty tzw. drugiej rundy w Polsce są bardzo prawdopodobne. Obawiamy się również o spiralę płacowo-cenową. Dlatego, że mamy bardzo mocny rynek pracy, duży popyt na pracowników, a ich siła przetargowa jest wysoka – powiedział serwisowi eNewsroom Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego. – Tarcze są po prostu bardzo hojne. To troszkę inaczej niż zaleca Międzynarodowy Fundusz Walutowy – który mówi o tym, żeby objąć tarczami osoby, które naprawdę mogą wejść w obszar ubóstwa. Boom konsumpcyjny przed pandemią oraz bardzo hojne tarcze powodują, że wysoka inflacja będzie się utrzymywać przez dłuższy czas. Dlatego w roku 2023 widzimy średnią inflację w Polsce powyżej 6%. Wówczas może troszkę mniejszy wpływ będą miały ceny zewnętrzne – ale dominujące znaczenie będzie miało przenoszenie wysokich kosztów na ceny detaliczne i efekty spirali płacowo-cenowej. Spowoduje to też podwyższoną inflację w roku 2023. Bank centralny podnosi stopy procentowe i to powinno działać chłodząco na ceny – ale jednocześnie polityka budżetowa raczej stara się utrzymać działania w przeciwnym kierunku. Rodzi to obawy, że podwyższona inflacja zostanie z nami na dłużej – prognozuje Benecki.