Zdrowie publiczne, gospodarka i polityka - te obszary najbardziej ucierpią na koronawirusie
Epidemia koronawirusa spowodowała kryzys w trzech obszarach – zdrowotnym, gospodarczym i politycznym. Konsekwencje dla zdrowia publicznego w Polsce zaczynają się na szczęście stabilizować. Jeśli uda nam się ograniczyć działanie epidemii do kilku ognisk, będziemy w stanie nad nią zapanować. Za tym kryzysem nieuchronnie jednak zbliżają się konsekwencje kryzysu ekonomicznego. Wiemy już, że z powodu epidemii koronawirusa stracimy dużo jako społeczeństwo. Zarządzenie dystansu społecznego i lockdownu przeniosło ciężar utrzymania gospodarki na skarb państwa. Mimo zbliżającego się pełnego odmrożenia działalności gospodarczej, wyjdziemy więc z kryzysu dużo biedniejsi.
– Żaden rząd, nawet najbogatszy, nie jest w stanie sam z siebie utrzymywać gospodarki w nieskończoność. Dlatego odmrożenie jest konieczne. Nie zmieni to jednak faktu, że ponad miesięczny lockdown mocno nadszarpnął polskie PKB – powiedział serwisowi eNewsroom Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego. – Trzecim kryzysem, spowodowanym przez koronawirusa, jest kryzys polityczny. Reakcja rządów na epidemię będzie miała duży wpływ na kolejne wybory w poszczególnych państwach. W Polsce decyzje polityczne na szczęście nie przełożyły się na duży wzrost bezrobocia. Programy antykryzysowe służą bowiem zamianie wsparcia dla bezrobotnych na wsparcie postojowego w firmach, które dzięki temu nie miały impulsu do zwolnień. Bezrobocie i rozszycie tej tkanki gospodarczej powoduje trwałe zniszczenia. To jest filozofia stojąca za tarczami antykryzysowymi i programami pomocowymi, które stosują rządy europejskie. Zupełnie inaczej ma się sytuacja w Stanach Zjednoczonych – gdzie elastyczność zatrudnienia pracowników jest dużo większa. Tam pula osób bezrobotnych wzrosła aż do 40 milionów Amerykanów. Jednak utrzymanie pracowników na postojowym także kosztuje. Dlatego te trzy kryzysy – zdrowotny, gospodarczy i polityczny – spowodują, że będziemy biedniejsi, mimo różnego rozłożenia akcentów w różnych krajach – analizuje Roszkowski.