Polska gospodarka może ucierpieć przez niestabilne otoczenie prawne
Dużym problemem gospodarki w perspektywie najbliższych kwartałów jest to, że przedsiębiorcy nadal nie do końca wiedzą, w jakim systemie będą się poruszali. Chodzi o otoczenie prawne – co chwila pojawiają się nowe pomysły, które w pewnych aspektach życia gospodarczego podważają dotychczasową praktykę. To także nowe propozycje dotyczące rozliczeń podatków oraz same opłaty. W przypadku wielu przedsiębiorców takie zmiany stanowią zagrożenie dla ich bieżącej działalności. Oprócz tego zmniejszają sens inwestowania i rozwijania jej w przyszłości. Administracja powinna bardzo starannie przejrzeć to, co chce jeszcze zrobić oraz sposób, w jaki zmiany te będą komunikowane. Obecnie widzimy długą listę proponowanych co chwilę inicjatyw, które coraz bardziej komplikują życie przedsiębiorcom w wielu aspektach. Przede wszystkim chodzi o rozliczenia podatkowe, ale też i kwestie płatności. Firmy nie czują się pewnie i boją się konieczności ciągłego mierzenia się z nowymi rozwiązaniami, które utrudnią ich działalność. Warto podkreślić, że taka sytuacja jest sprzeczna z deklaracjami administracji, która poświęciła wiele środków, aby zapewnić o ułatwieniach dla przedsiębiorców. To powoduje pewien dysonans.
– Powstające pomysły są ważne i potrzebne, powodują jednak dużą niepewność podmiotów. To jest przyczyną niechęci do inwestowania i zatrudniania ludzi. Może okazać się, że w pewnym momencie stanie się to kluczowe dla wstrzymania procesów rozwojowych w gospodarce – powiedział serwisowi eNewsroom Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej – Ostatnie wyniki rumuńskiej gospodarki nie mogą zostać uznane za adekwatne do oceny sytuacji Polski. Tam odnotowano bardzo duży wzrost spowodowany czynnikami jednorazowymi, jak popyt kreowany przez budżet. Chodzi o duże zamówienia publiczne i związane z tym wydatki. Mówiąc o zmniejszaniu wydatków – Rumuni zrobili dokładnie na odwrót. To stymulacja, która czasami ma rozpocząć jakiś proces, ale nie da się utrzymać w dłuższej perspektywie. Stąd wątpliwości, czy w naszej sytuacji to najwłaściwsza wskazówka. Obecnie dyskutowanych jest wiele obowiązków państwa, które powinny być wykonane. Wskazuje się, że są one niedofinansowane. Z drugiej strony – mimo że odczuwamy go jako ciężki – poziom fiskalizmu wciąż jednak jest u nas niższy niż w bogatych krajach Unii Europejskiej. Te odnotowują też wyższy poziom usług. Musimy rozstrzygnąć, czy chcemy kalibrować się na tym, co mamy w tej chwili, czy chcemy iść w stronę tamtego modelu. Jeżeli w niektórych sferach ludzie są niedopłacani – jak w służbie zdrowia czy administracji – musimy albo poprzestać i nie oczekiwać znacznego wzrostu jakości usług, albo zaakceptować ich większe koszty. W tym zakresie nie warto robić wielkiego przełomu od ręki. Gospodarka może nie być zdolna do dostosowania się do nowego poziomu fiskalizmu. Ryzyko wprowadzania rewolucyjnych zmian polega na tym, że mogą one nie skończyć się tak jak zakładano. Jeżeli nie jest to stopniowa rewolucja, można znaleźć się w niepożądanym miejscu, z którego nie ma już odwrotu – ocenił Soroczyński.