Populizm i odejście od demokracji to problemy dotyczące Węgier i Polski
Populizm jest ostatnio wrzucany do jednego worka z niedemokratycznymi i nieliberalnymi zjawiskami. Taka sytuacja wymaga uporządkowania. Jego rozwój jest jednoczesny ze wzrostem ksenofobii i nacjonalizmu, jednak w Europie nie jest on na zatrważającym poziomie. Pojawiają się jednak pewne sygnały. Jak twierdzą niektórzy, populiści są barometrem tego, że coś złego dzieje się w systemie i wymaga zmian. Nigdzie na Zachodzie ich grupa nie ma szans na dojście do władzy i stworzenie rządu. Chociaż ostatnie wybory we Włoszech temu przeczą, należy pamiętać, że jest to bardzo specyficzny kraj, w którym rządy często się zmieniają. W Europie Zachodniej populizm nie stanowi problemu. Jest jedynie sygnałem, że warto zastanawiać się nad tym, jak ulepszać naszą liberalną demokrację.
– Ostatnie wydarzenia i rządy w Polsce można nazwać klientystycznym autorytaryzmem. Chodzi o wybieranie swojej części narodu do redystrybuowania wspólnego dobra publicznego. Taki system trwa od lat na Węgrzech. Pojawia się wiele określeń tego ustroju. Większość poważnych światowych instytucji kwalifikuje go już jako niedemokrację – powiedział serwisowi eNewsroom prof. Radosław Markowski, politolog – Polska i Węgry to dwa kraje w Europie Wschodniej, które mają obecnie największy problem jeśli chodzi o relacje z Unią Europejską, Komisją Wenecką i innymi autorytetami zajmującymi się demokracją. Narracja prezydenta Orbana wskazuje, że buduje on nieliberalną demokrację, chociaż te dwa pojęcia się wykluczają. Ustrój ten może być mniej lub bardziej liberalny, ale jego trzon – państwo prawa i niezależne sądownictwo – jest kluczowym, niezmiennym elementem. Tego oczekuje Unia Europejska i jej obywatele. W innych krajach wschodnioeuropejskich problemem nie jest populizm, a korupcja. Nie działają tam instytucje demokratyczne. W Polsce i na Węgrzech odnotowujemy odwrót od jakościowej demokracji w kierunku ustroju, który już przestaje nią być. W przypadku takich krajów, jak Bułgaria czy Rumunia należy pamiętać, że tam skonsolidowanej demokracji nigdy tak naprawdę nie było. Należy pamiętać o rozróżnianiu całej Polski i polskiego rządu oraz jego działań. Polacy nie mają wspólnego kwantyfikatora, a ich poglądy na temat tego, jak powinna wyglądać ich rzeczywistość są bardzo różne. Niepokojące są jednak badania, które mówią, że Polacy coraz bardziej nie lubią innych narodów. Warto zaznaczyć, że nie dotyczy to tylko obywateli państw, z którymi wiąże nas trudna historia. Jak się okazuje chodzi także o Hiszpanów, Chińczyków czy Japończyków. Niestety nie świadczy to o nas dobrze – dodał Markowski.